niedziela, 16 lutego 2014

5. "Jeszcze nie teraz, okej mała ?"

Obudził mnie przepiękny zapach świeżych naleśników i syropu klonowego. Spałam w ubraniu i szybko poszłam pod prysznic, chcąc pozbyć się niekomfortowego uczucia. Wygrzebałam z garderoby parę spodni i najzwyklejszy T-shirt z dekoltem w serek. Nie mam żadnych planów na wieczór, najchętniej to poszłabym jeszcze spać. Mój żołądek głośno domagał się posiłku więc nie zwlekając dłużej zeszłam na dół. W kuchni nie zastałam nikogo prócz pani Maury. Ah tak Maura jest czymś w rodzaju naszej gosposi, pomaga nam już od pięciu lat. Bardzo lubię tą kobietę, jest ciepła i serdeczna. Kiedy byłam mniejsza miałam z nią lepszy kontakt, wspólnie odrabiałyśmy moje lekcje, gotowałyśmy. Mama nigdy nie ma czasu na obowiązki domowe, trudno tu mówić o jakichkolwiek jeśli spędza w pracy więcej godzin niż w domu. Całkowicie pochłonął ją wir pracy i czasami mam jej nawet za złe, że nie mamy dla siebie czasu jak dawniej. Odkąd żyjemy pod tym dachem we trójkę wiele się zmieniło. Po rozwodzie ojciec wyprowadził się od nas i żyje swoim nowym życiem z nową rodziną w Californii. Trudno było mi się pozbierać po ich rozstaniu, wydawało mi się, że zawalił się przez to świat moich wartości takich jak dom, rodzina i wierność. Dlatego o nim nigdy nie wspominam. Przestał dla mnie istnieć w dniu, kiedy się o  tym dowiedziałam. Mama ciężko pracuje by zapewnić nam wszelkie dobra i zrealizować upragnione zachcianki. Nie mogę narzekać na brak pieniędzy, o nie. Dużo dała nam spisana intercyza i alimenty. Równie dobrze mogłaby pójść na bezrobocie a my i tak mielibyśmy za co żyć i to takim trybem jak obecnie.
- Dzień dobry Mauro. Co za piękny zapach. – pochlebiłam zaciągając się głęboko unoszącym się zapachem przypiekanego ciasta.
- O, już wstałaś Skyler. Dopiero trzynasta. – kobieta zaśmiała się i podała mi talerz z dwoma naleśnikami. Dokładnie tak jak lubię, jeden oblany wcześniej wspomnianym syropem zaś drugi posmarowany kremem czekoladowym.
- Najwyższa pora. – podeszłam do okrągłego szklanego stołu i usiadłam przy moim talerzu, podniosłam widelec, umieszczając kawałki placka w ustach, jeden po drugim, delektując się każdą chwilą tego wspaniałego śniadania.
- Ale dobre - zawołałam, kiedy Maura obsługiwała zmywarkę.
- Dziękuję! – odkrzyknęła z kuchni, a następnie dosiadła się do stołu. Przerwałam swoje jedzenie, zauważając, że patrzy na mnie z wyraźnym rozbawieniem. Przełknęłam jedzenie, starając się dać jej, pełną, niepodzielną uwagę. – Wiesz, że nie poszłaś do szkoły ? – podparła się łokciami o ławę. Zmarszczyłam brwi, nie do końca wiedząc co odpowiedzieć. Bo co mogłam?
- Cholera, kompletnie zapomniałam. – wymamrotałam przeczesując palcami włosy. – Ale mnie chyba nie wykablujesz co ? – pokiwałam brwiami próbując rozszyfrować jej intencje. Nie zrobiłaby tego. Maura nieraz ratowała mnie z opresji.
- Oh Skyler, po tylu latach masz jeszcze wątpliwości ? – zaśmiała się odkładając widelec obok talerza, zadzwonił dzwonek. Maura pośpiesznie udała się do drzwi wejściowych a ja w ciszy kontynuowałam konsumpcję. Popiłam ostatni kęs szklanką soku pomarańczowego i zaniepokojona dłuższą nieobecnością kobiety poszłam za nią.
- Maura ktoś przysze… - nie dane mi było dokończyć. Stanęłam zszokowana widząc osobę, której nigdy bym się tutaj nie spodziewała. Musiałam wyglądać komicznie z opuszczoną szczęką do podłogi, ale nie przeszkadzało mi to bardziej niż obecność tego dupka, właśnie tu ! W moim domu.
- To ja was może zostawię samych… - Maura ulotniła się znikając gdzieś na piętrze. Przeniosłam swój wzrok na wysokiego chłopaka, który stał w moim przedpokoju.
- Co ty tu robisz ? – syknęłam gwałtownie się do niego zbliżając. – Jeszcze ci mało ? Myślałam, że wyraźnie dałam ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia Bieber. – Pchnęłam go i obił się plecami o drewniane drzwi.
- Skyler, proszę wysłuchaj mnie to nie tak … - jęknął próbując nabrać mnie na swoje smutne spojrzenie.
- I teraz mi powiesz, że żałujesz, że tego nie chciałeś i inne blah blah blah, nie ? Więc możesz już iść. – sięgnęłam dłonią po klamkę i przyciągnęłam drzwi do siebie. Gestem ręki nakazałam mu wyjście, jednak on nie zamierzał się chyba nigdzie ruszać.
- Przepraszam Sky, ja naprawdę nie chciałem, nie wiem co we mnie wstąpiło. – zakłopotany opuścił wzrok na swoje czarne Supry i podrapał się po karku. Ha, nie wie gnojek co powiedzieć ! – Byłem pod wpływem, nie myślałem trzeźwo. Nie chciałem tego powiedzieć ani tak się zachować, uwierz mi Sky.
- Po pierwsze nie mów do mnie Sky, bo mówić mogą tak do mnie tylko moi bliscy a ty straciłeś ten przywilej, kiedy twoje paluchy chciały wpakować się w moje majtki. – krzyknęłam oburzona. – Po co ty tu w ogóle przyszedłeś, hu uh ? – pytająco na niego spojrzałam oczekując natychmiastowej odpowiedzi, przestąpiłam z nogi na nogę i podparłam się ręką o kość biodrową. – A w sumie to nic nie musisz nawet mówić, nie obchodzi mnie to.- na mojej twarzy zagościł w pełni ironiczny uśmiech. Bardzo dobrze Sky, nie idź na ładne oczka ! – Wynocha Bieber.
- Nie, poczekaj Sky.. to znaczy Skyler. Zdaj sobie sprawę, że to nie ja zacząłem. Przypomnij sobie kto pierwszy zaczął tą grę, więc nie pieprz i nie rob ze mnie tego złego. – O cholera. – Widzisz, a jednak… Widzę to po tobie, widzę twoje oczy i mnie nie okłamiesz. – czy byłam aż tak przewidywalna ? Tak łatwo było mnie odczytać ? NIE ! Więc dlaczego on to zrobił z taką łatwością ? Moi przyjaciele próbują rozgryźć niektóre z moich zachowań przez kilka lat a ten nadęty dupek zaraz po wtargnięciu na moją posesję czyta ze mnie jak z kart. Tak się nie będziemy bawić.
- Może i tak było. Ale to co powiedziałeś było poniżej pasa i tyle. – wymownie na niego spojrzałam. Mimo tego iż był chyba największym kretynem jakiego udało mi się poznać to wyglądał cholernie dobrze. Bieber był gorący i musiałam to otwarcie przyznać. Miał na sobie jeans’owe biodrówki z krokiem i bokserkę uwydatniającą jego umięśnione ramiona. Teraz dopiero mogłam się przyjrzeć ile tak naprawdę miał tatuaży. Cała jego lewa ręka pokryta była formą, którą uwielbiam. Na czubku głowy spod full cap’a wystawała nieułożona grzywka a na szyi pobłyskiwał srebrny łańcuszek. Fuck.
- Widzisz Skyler, a jednak. Dlatego pozwól mi to wszystko naprawić Mała. Naprawdę chcę cię poznać i gdzieś z tobą wyjść. – zbliżył się do mnie o krok i chwycił moją dłoń w swoją. Nie wyszarpałam jej z uścisku, nic w sumie nie zrobiłam. Obserwowałam każdy jego ruch z uwagą, jakby zaraz miał zniknąć. – Tylko jedna szansa, proszę. – szepnął muskając ustami wierzch mojej dłoni. Jest dobry w te klocki i wie jak skutecznie oczarować dziewczynę, cholera co się ze mną dzieje …
- Dobra, ale teraz spadaj Justin. – odepchnęłam go od siebie a z jego ust wydobył się cichy chichot. Odetchnął z ulgą.  Aż tak mu zależało ?
- A i jeszcze przyszedłem oddać ci bluzę, zostawiłaś ją. – wręczył mi materiał, który odrzuciłam w kąt. Nawet nie zwróciłam uwagi, że wracam bez baseball’ówki. Bo byłaś zjarana. I wkurzona ! Też. Moja podświadomość zaczęła mi naprawdę działać na nerwy. – Będę już leciał, do zobaczenia Sky. – wyszczerzył się triumfalnie celowo podkreślając to zdrobnienie. Przewróciłam teatralnie oczyma i wypchałam go za drzwi.
- Znikaj. – westchnęłam mrużąc złowrogo oczy. Uniósł do góry dłonie w geście kapitulacji i ruszając się w tył zaczął stawiać kroki na chodniku prowadzącym do bramy.
- No idę, idę ! – uśmiechnął się szeroko i obrócił frontem do kierunku w którym się poruszał. Popatrzyłam jak po chwili auto znika w oddali i z uśmiechem na ustach weszłam do domu, zabierając ze sobą zapomnianą bluzę.
*
- I po tym wszystkim zgodziłaś się dać mu jeszcze jedną szansę ? – źrenice Chanel wydawały się być powiększone dwukrotnie. Niemal od jakiś dziesięciu minut wkoło musiałam jej powtarzać, że sytuację z Justin’em mam w pełni pod kontrolą. To było za dużo informacji do przetworzenia dla jej małej główki. Nie mogła pojąć, że w tak krótkim czasie zaufałam jak ona to nazwała „obcemu fagasowi”.
- Tak, Nels. Powtarzam ci to już kolejny raz. – westchnęłam znużona jej nieustannym gadaniem. Przeglądałam skrzynkę pocztową, nawet sprawdziłam pogodę na najbliższy tydzień. Nigdy tego nie robię, ale wszystko by choć na chwilę skupić się na czymś innym niż nad gdybaniem Higgins.
- Boże, Sky ale uważaj na siebie. Przepraszam, że tak dramatyzuję… – O dobre określenie ! – […] , ale martwię się o ciebie, tak po prostu. Z dnia na dzień zaczyna się kręcić wokół ciebie dwóch kolesi z nienajlepszą renomą w mieście. – wpatrzona we mnie sięgnęła po dzwoniący telefon i przystawiła urządzenie do ucha.
- Tak… no… Jezu mamo znowu … dlaczego ja ? … nie dyskutuję, ale dlaczego ja się muszę zajmować Finnick’iem ? Trzeba było się zabezpieczać, nie kłopotałabyś się kto zostanie z twoim dzieckiem, kiedy ty będziesz chciała gdzieś wyjść. – zirytowana przewróciła oczami a pomiędzy jej brwiami utworzyła się charakterystyczna zmarszczka na nosie. Typowe. Zachichotałam z jej doboru słów i obróciłam się na plecy odkładając Macbook’a na stoliczek nocny. – No jadę… jadę. – westchnęła a ja usiadłam po turecku.
- Jedziesz ? – posłałam jej smutne spojrzenie. Byłam zawiedziona, bo miałyśmy pooglądać razem filmy, czegokolwiek byśmy nie zrobiły i tak byłby to świetnie spędzony czas. Smętnie pokiwała głową. - Zadzwonię wieczorem to pogadamy. – pomachałam jej przed oczami swoim telefonem, który nagle się rozdzwonił. Odblokowałam wyświetlacz i przystawiłam telefon do ucha.
- Ymm Skyler ? – po drugiej stronie usłyszałam charakterystycznie ochrypły głos. W tej chwili wiedziałam już, kto dzwoni. – Tu Harry. – uśmiechnęłam się pod nosem. Cieszyłam się, że dzwoni i pamięta. Zauważyłam wycofującą się w ciszy Chanel, nie kłopotałam się w odprowadzanie jej. Bywa w tym domu częściej niż u siebie, nawet ma u mnie w szafie wyodrębnioną półkę na swoje rzeczy. – Skyler, jesteś tam ? - ahh rozmawiam przez telefon !
- Cześć przyjacielu ! Przepraszam, właśnie wychodziła moja przyjaciółka i zamyśliłam się.
- Nie szkodzi. – melodyjnie zaśmiał się do słuchawki. – Robisz coś dziś wieczorem ? Bo tak pomyślałem, moja droga przyjaciółko, że moglibyśmy gdzieś wyjść, pogadać, zjeść coś … cokolwiek – dodał po chwili.
- Myślę, że to świetny pomysł Harry. Z chęcią z tobą gdzieś wyjdę. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i przeniosłam wzrok na kota, który zeskoczył z parapetu.
- To świetnie Mała, pasuje ci dzisiaj ? – Mała ?
- Yeah, może i być dzisiaj.
- Będę po ciebie o osiemnastej, dobrze ? Muszę jeszcze coś po drodze załatwić a potem jestem już wolny.
- Brzmi świetnie, nie mogę się już doczekać. To do osiemnastej Styles ! – zachichotałam i zakończyłam połączenie. Odrzuciłam telefon na poduszkę i opadłam na materac. Jest piętnasta, więc dwa odcinki House’a nikomu nie zaszkodzą.
*
Zamknęłam laptopa, kiedy zaczęły wyświetlać się napisy końcowe. Podniosłam roletki wpuszczając promienie słoneczne i wyłączyłam klimatyzację, zrobiło się chłodno po wyjściu z ciepłego łóżka. Podeszłam do szafy rozpościerając przed sobą kilkupoziomową wystawkę ubrań. Miałam tego mnóstwo a i tak zawsze narzekałam, że nie mam w co się ubrać. Wbiłam się w jeans’y o klasycznym granatowym odcieniu, przytrzymując za szlufki zaczęłam podskakiwać by do końca wsunąć na siebie biodrówki. Gdyby obserwował mnie ktoś z boku z pewnością stwierdziłby, że jestem nienormalna. Do spodni włożyłam kremową koszulę bezrękawnik, z szerszym wycięciem pod pachami, przez co eksponowałam gładki biustonosz. Lubiłam dodać nieco pikanterii do swojego stroju. Usiadłam na krzesełku przed toaletką i podłączyłam prostownicę do włosów. Miałam zamiar je rozpuścić, a że są lekko falowane, chciałam nadać im prostego wyglądu. Starannie je wyprostowałam. Za dziesięć osiemnasta skończyłam malować kreski i nie pozostało mi nic innego jak czekać na Harry’ego. Zeszłam na dół, Theo zalegał na kanapie grając na xbox’ie z Tayler’em. Tak kumplowali się.
- Cześć Sky ! – krzyknął A’coutin nie odrywając wzroku od zawieszanego telewizora. – Cholera jak to znowu przegrałem. – jęknął odrzucając joystick na stolik. Theodor zaśmiał się donośnie z reakcji swojego kumpla. Ten jego jęk zawodu był strasznie słodki.
- Wychodzisz gdzieś ? – spytał brat mierząc mój strój z góry do dołu lokując spojrzenie na moich oczach. Usiadłam obok Tayler’a i poczochrałam jego włosy, lubiłam tego chłopaka.
- No. – bąknęłam z niechęcią odwracając się w stronę Theo. Niech nie myśli, że nie pamiętam jego słów z wczorajszej nocy. Byłam pamiętliwa.
- Dobra, cokolwiek. – westchnął przykładając do ust puszkę piwa. – Ale jak zaćpasz bądź pewna, że ci nie pomogę. – oblizał piankę z kąciku ust i odstawił  puszkę na stolik. Bolało mnie, że tak o mnie myślał.  Nigdy nie byłam i nie będę sportową narkomanką, więc niech już nie robi scen z łaski swojej. Zignorowałam jego komentarz i pożegnałam się z Tyler’em słysząc od strony drogi kilkakrotnie klakson i wibracje w telefonie. Wsunęłam na nogi kremowe conversy i dokonując ostatnich poprawek przy lustrze na przedpokoju wyszłam z domu. Harry czekał na podjeździe oparty o maskę swojego samochodu. Serio, znowu Range Rover ? Bieber też ma takiego, a poza tym zmieniają samochody jak rękawiczki, zazdro.
- Harry ! – wyszczerzyłam się wpadając w jego ramiona jak mała, ucieszona dziewczynka. Styles oplótł mnie swoimi ramionami ściskając mocno. – Witaj przyjacielu. – pokiwałam brwiami spoglądając na niego, cholera był wielki, nie ! Był ogromny.
- Bonjur madame. – posłużył się akcentem rodowitego francuza.
- Oh, bonjur monsieur. ( czyt. „Bonżur mesje” z fr. Dzień dobry panu.) – odpowiedziałam równie dobrze jak on. Uczyłam się francuskiego w szkole, a poza tym tak pokochałam Francję, że sama zaczęłam pogłębiać ich język. Jeszcze kiedyś mi się przyda.
- Eh a już myślałem, że zaimponuję… - Harry przewrócił oczyma na co ja cicho zachichotałam. Otworzył mi drzwi od swojego samochodu. Zajęłam miejsce i zapięłam pas, kiedy chłopak okrążył dookoła auto i usiadł za kierownicą. Po chwili włączył się do ruchu drogowego i pogłośnił radio.
- Gdzie jedziemy ? – spytałam jako pierwsza zabierając głos.
- Starbucks, Piąta Aleja. – uśmiechnął się szeroko a na jego twarz wstąpiły dwa przepiękne dołeczki. Wyglądał tak chłopięco, to było strasznie urocze.
- Uh a już myślałam, że pojedziemy do portu i zapalimy. – udałam zawiedzioną, jednak po chwili po samochodzie rozniósł się nasz donośny śmiech. Harry był strasznie zabawny i w jego towarzystwie nie mogłam pohamować szczerego uśmiechu. Droga minęła sprawnie i bez większych utrudnień, nie było korków. Zaparkował na krawężniku przecznicę od znanej kawiarni na jedynym wolnym miejscu. Otworzył przede mną drzwi od Starbucks’a.
- Panie przodem. – wskazał z uśmiechem na szklane drzwi i przepuścił mnie w nich. Weszłam i od razu zaczęłam się rozglądać za jakimś wolnym miejscem. Wypatrzyłam wolny stolik pod oknem i przyspieszonym krokiem ruszyłam do niego, nie popuszczę jeśli go ktoś w tej chwili zajmie. Prawie biegłam a za plecami słyszałam melodyjny śmiech Styles’a. Z triumfem zasiadłam na miękkiej ławie czekając na przyjście chłopaka.
- Jesteś niemożliwa. – wymamrotał kiwając z dezaprobatą głową. – Wyglądałaś jak mała dziewczynka na placu zabaw, która biegnie do jedynej wolnej huśtawki. – rozsiadł się wygodnie odkładając na stół kluczyki, portfel i czarnego iPhone’a. Wytknęłam mu język na jego porównanie i spojrzałam w stronę oświetlanego bannera z przeróżnymi rodzajami kaw i nie tylko.
- Co zamawiasz ? – spytał.
- Hm.. niech będzie czekoladowe frappuccino. – odpowiedziałam finalnie odwracając się frontem do niego. Kiwnął głową i wstał z miejsca i udał się w stronę kasy. Czemu mnie to nie dziwi, że wszystkie dziewczyny nie mogły oderwać od niego wzroku ? Spodobał mi się jego tyłek. Tak. Miał cholernie seksowne pośladki i długie nogi. Na moje oko miał więcej niż metr osiemdziesiąt wzrostu. Moje oczy mkną po całej jego sylwetce, z góry na dół. Jego głowę pokrywa czupryna, gęstych kasztanowych loków zaczesanych do tyłu sprężyście falujących z wiatrem. Po chwili chłopak wraca z zamówieniem i siada naprzeciwko mnie. Pora na pytania.
- A więc Harry, powiedz mi coś o sobie. – biorę swój napój i zaczynam sączyć go przez zieloną słomkę.
- Harry. Dwadzieścia lat . Żyję na własną rękę. – przeczesał dłonią włosy i podparł się łokciami o stolik. – Hmm co by tu jeszcze dodać. – zamilkł na chwilę. Serio, liczyłam na coś więcej.
- Pracujesz ? – uniosłam pytająco brew próbując coś od niego wyciągnąć, halo, mamy się przyjaźnić. Muszę coś wiedzieć na jego temat.
- Yeah. Mam swój warsztat samochodowy, lubię podłubać w tych cudeńkach. – uśmiechnął się tajemniczo. Ah więc jego pasją jest motoryzacja. – Lubię ostrą jazdę, szybkie samochody i piękne kobiety. - powaga i siła jego głosu wywołały ciarki na moich plecach. Seksownie. Pokiwałam głową przytakując a on przeniósł wzrok na mnie.
- Twoja kolej. – mrugnął do mnie odkładając prawie pusty kubek. Założyłam nogę na nogę i nachyliłam się nad stolikiem.
- Mam osiemnaście lat, kończę w tym roku szkołę, zupełnie nie wiem co chcę robić dalej i imprezuję… dużo. – dodałam tłumiąc w sobie cichy chichot. – Mam przyjaciółkę,  Chanel. Poznałeś ją na twojej imprezie. Nie lubię poniedziałków, nieogolonych nóg i kukurydzy. - nieśmiały uśmiech, który na moment błysnął na jego ustach, zaraz został zastąpiony tym pełnym rozbawienia. Wesoła część jego usposobienia, była tym co pokochałam najszybciej.
- Skąd znasz Justin’a ? – oparłam łokcie na stoliku nachylając się nad nim.
- Biznes maleńka. – rzucił krótko i przeczesał palcami włosy. – Przywiózł do mnie swój samochód w stanie nie umożliwiającym nic innego jak kasację i tak jakoś od słowa do słowa. Czasem podrzucam mu jakieś części i tyle. – potaknęłam kiwając głową, lubiłam słuchać jak się wypowiada. Cały czas podtrzymywał kontakt wzrokowy a poza tym ten jego głos... Świetny był.
- Yeah ma sens, on i te jego samochody. – przyznałam zgodnie z prawdą. Cholera dlaczego poruszyliśmy temat tego dupka ? Dopiłam swój napój i pusty kubek odstawiłam na stół. Harry dyskretnie wstukał coś na swoim telefonie a potem przeniósł wzrok na mnie, uśmiechnął się chłopięco jakbym przyłapała go na jakimś gorącym uczynku. – Spokojnie, dokończ to co tam robisz, przecież nic się nie dzieje. - zachichotałam obserwując jak wyciąga czarnego iPhone’a z kieszeni i ponownie coś pisze.
- Słyszałem, że Bieber był u ciebie rano. – na jego usta wstąpił tajemniczy uśmiech a w oczach błysnęła charakterystyczna iskierka.
- No był, był. – westchnęłam. – Przyszedł mnie przeprosić, prosił o drugą szansę i tyle. – znużona tematem machnęłam dłonią.
- I z jakim skutkiem, zgodziłaś się Sky ? - Wypuścił z siebie najsłodszy chichot jaki miałam okazję usłyszeć. Uśmiechnęłam się delikatnie, napotykając jego rozjaśnione oczy.
- Wiesz … poniekąd to ja też go sprowokowałam, w dodatku zapaliliśmy co zapaliliśmy. Poniosło go i tyle. – wzruszyłam ramionami. Teraz jestem chyba zadowolona ze swojej decyzji, wydaje mi się, że dobrze postąpiłam z tym chłopakiem. Nauczono mnie, że nie wolno oceniać ludzi po pierwszym spotkaniu, albo po tym co o nich usłyszymy. Weźmy na przykład takiego Harry’ego. Chanel odradzała mi spotkania z nim, gówno prawda, to, że mieszka w Queensbridge nie czyni go pieprzonym kryminalistą, serio. Nie lubię kiedy ludzie tworzą chore opowieści na temat drugiej osoby. Harry ma swój warsztat samochodowy, jest uroczy i miły. Mówcie co chcecie, ale przestępcą to on nie jest.
- Skoczę do toalety, poczekaj tu maleńka. – Styles podniósł się z miejsca i ruszył o dwa kroki. Cholera jego tyłek. – Nie gap się Stone ! – Zatrzymał się w pół kroku, a uśmiech jeszcze bardziej rozprzestrzenił się na jego twarzy, kiedy wyłapał moje spojrzenie. Moja twarz momentalnie przybrała rumieńców, wytknęłam mu język i wlepiłam wzrok na serwetki, które nigdy w życiu nie były dla mnie tak interesujące. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, mała kawiarnia wydawała się zmagać z maksymalną liczbą klientów, lokal pękał w szwach. Z nudów zaczęła wystukiwać paznokciami jakąś melodyjkę, sama nie wiem co to był za utwór, z pewnością mam co do niego pełne prawa autorskie.
- Umm przepraszam, czy to miejsce jest wolne ? – dobiegł do moich uszu czyjś głos, podniosłam wzrok i zobaczyłam przed sobą, chłopaka z muffinem i filiżanką małego napoju. Blondyn o różanej cerze nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia lat. Był przystojny, lekko chłopięcej sylwetki, jednak w jego oczach było coś, co magnetyzowało. Jego tęczówki były odcieniu czysto lazurowego, lekkie zadrapanie na policzku upewniło mnie w tym, że jest to istota ludzka. Uraczyłam go słodkim uśmiechem, jednak nie odwzajemnił go, jego wzrok utkwiony był na wprost, wydawał się być sparaliżowany. Dyskretnie obróciłam się i zobaczyłam idącego w naszym kierunku Harry’ego.
- Nie, jest zajęte. – warknął Styles mierząc blondyna przenikliwym spojrzeniem. Nie rozumiałam zachowania mojego towarzysza, jednak było ono wyjątkowo nieuprzejme.
- Tttak, prze-przepraszam, pójdę poszukać gdddzie indziej. – z trudem wyjąkał. Jezu, co to było ? Posłałam pytające spojrzenie Styles’owi żądając jakichkolwiek wyjaśnień, nie doczekałam się prędko. Jego szczęka wyraźnie była zarysowana a usta zasznurowane w cienką linię. Wolałam nie wiedzieć, co tak zdenerwowało mojego przyjaciela, nie wiem… Papier się skończył, podłoga była mokra, czy po prostu ktoś wylał na niego swój napój. Nie wnikam, jak będzie chciał to powie.
- Więc wracając do naszych pytań. – przemówiłam obserwując reakcję bruneta, przeczesał dłonią włosy a jego źrenice z powrotem przyjęły normalne rozmiary. – Masz coś jeszcze do mnie ?
- Dużo chciałbym wiedzieć maleńka, ale obawiam się, że lepiej będzie jak stąd pójdziemy. – wymamrotał i zebrał portfel ze stołu nie czekając na mnie. Zmarszczyłam czoło w kompletnej dezorientacji. To było dziwne. Pośpiesznie wstałam zabierając swoje rzeczy i wyszłam za Harry’m, który wkładał papierosa pomiędzy swoje usta. Podpalił go i po chwili zaciągnął się tytoniem. Podeszłam do niego i z pomiędzy jego palców uwolniłam paczkę Marlboro. Wyjęłam jednego papierosa i z cwanym uśmieszkiem wsadziłam go do ust. Moje dziecięce zachowanie choć trochę rozluźniło napiętą atmosferę a przez usta Harry’ego przemknął lekki uśmiech. Nic nie powiedział ani nie zareagował, na to że pozbyłam go jednej fajki na jego oczach. Podał mi zapalniczkę i po chwili odpaliłam swojego papierosa.
- Harry nie wiem co się stało, ale chcę byś się uspokoił. Jesteś zdenerwowany. – mówiąc to, zbliżyłam się do niego na odległość jednego kroku, odgarnęłam opadające loki z jego twarzy i zaczesałam w górę palcami. Odwrócił głowę by pozbyć się dymu, jednak zaraz po tym wrócił do wcześniejszej pozycji.
- Przepraszam Sky, chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. Jeszcze nie teraz, okej mała ? – chłodnym opuszkiem palca przejechał po moim policzku. Chłodna aura Harry’ego wydawała się nagle prysnąć. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Dowiem się w swoim czasie, ciekawe.
- Co robimy ? – spytałam przestępując z nogi na nogę, była godzina dziewiętnasta.
- Może pojedziemy do mnie ? Obejrzymy film, pogadamy… - podrapał się po karku jednak po chwili popatrzył w moje oczy. Przystałam na jego pomysł i teraz byliśmy w drodze do mieszkania Harry’ego w Queensbridge.

*
Przepraszam za lekki poślizg, ostatni tydzień ferii spędziłam zagranicą i różnie było z dostępem do internetu. Much loove.